środa, 22 maja 2013

Fire Slayer, relacje superbohaterki

Jak ja ich wszystkich nienawidzę, chciałabym żeby umarli. Co? Umarli? Nie, chciałabym, żeby ginęli w męczarniach łykając własne flaki. Jak mnie boli głowa, nie wytrzymam. To ich wina, WSZYSTKICH, są tacy głośni i głupi. Gdybym tylko złapała ich w swoje ręce. Ale kogo? Nie ważne, kogokolwiek. Chwyciłabym za kark i wyrwałabym go razem z kręgosłupem. Jak mnie boli głowa! Nie wytrzymam…

- Giń łotrze! – zawołał ktoś jakby pod wodą.

Który to złamas się wydziera? Kości porachuję i rzucę smokom do zabawy…

- Fire slayer, pomóż mi!

A co ja wyglądam jak cholerna matka Teresa? Leżałam na ziemi. Powoli obróciłam się na plecy, przy czym na poczułam ogromny ból, jakby każdą komórkę mojego ciała pokrywały mrówki, usilnie przegryzające się przez skórę aż do samych kości. Lekko rozchyliłam powieki, ale zaraz skrzywiłam się przez ostre światło, bijące prosto w moją twarz. Wokół coś się działo, ktoś coś krzyczał, coś przewracał.

- No śmiało! Zabij mnie, a już jej nie odzyskasz!

- Nie jesteś mi do niczego potrzebny! Oddawaj serum staruchu!

- Po moim trupie!

- Miło, że to zaproponowałeś – odezwał się aksamitnym głosem jeden z mężczyzn.

Otworzyłam oczy. Zobaczyłam Mytha i profesora pracującego u nas w firmie. Ultraheropederasta w czerwono czarnym wdzianku trzymał szablę nad głową starca. Zamachnął się. Widziałam jak szabla powoli spada na profesora. Poczułam nagły przypływ sił. Wszystko przed moimi oczami stało się czerwone. Wiedziałam wtedy jedno – Myth jest zły i trzeba się go pozbyć jak najszybciej. Wydałam z siebie zwierzęcy ryk i rzuciłam się w kierunku superbohatera jeszcze zanim zdołał rozpłatać czaszkę mężczyzny. Myth upadł na ziemię, a ja runęłam na niego. Zbliżyłam twarz do jego twarzy. Miał przyspieszony oddech, patrzył na mnie wybałuszonymi oczyma, jakby szukając odpowiedzi.

- Masz taką ładną buzię – mruknęłam dotykając palcami jego policzka – szkoda gdyby coś jej się stało – zrobiłam podkówkę z ust. Myth nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie cały czas w ten sam idiotyczny sposób. Nie mówiąc nic, rozżarzyłam dłoń i wbiłam ją w podłogę tuż obok jego ucha.

- Bardzo dobrze panno Agato! – zawołał profesor i puścił się biegiem w stronę drzwi – niech pani go zatrzyma.

- Ależ panie profesorze pan się nigdzie nie wybiera – uśmiechnęłam się pokazując zęby.

Profesor wystukał długi kod w drzwiach, zapaliła się zielona lampka. Jednak zamiast przez nie przejść, runął przez próg z usmażonym mózgiem. Drzwi zamknęły się ucinając go przy tym po wyżej pasa i zgniatając kręgosłup z miłym dla ucha trzaskiem, wykręcając go pod dziwnym kątem.

- Na czym ja? Ach tak, szkoda gdyby, coś stało się z twoją buźką.

Zamierzałam przypalić Mythowi twarz, ale tan złapał mnie za nadgarstek i zrzucił z siebie. Widocznie element zaskoczenia minął, był znów gotów do walki. Na próżno wiłam się pod nim, trzymał mnie za nadgarstki i jakby na coś czekał. Nakręcałam się z każdą chwilą coraz bardziej, jego wyraz twarzy – spokojny, jakby przejmujący się – irytował mnie, chciałam wypalić mu tę minę, żeby już nigdy nie gapił się jak zbity psiak. Próbowałam wystrzelić płomień dłońmi, ale byłam zbyt zmęczona. Wszystko przed oczami zaczęło się rozmazywać, a ból głowy powrócił.

- Myth – jęknęłam zmienionym głosem.

Ten spojrzał na mnie podejrzliwie ściągając brwi.

- Myth, przepraszam, możesz ze mnie zejść? To bardzo boli.

Superbohater przyglądał mi się przez chwilę, ale puścił moje nadgarstki, zsunął się ze mnie i wstał. Ha! Dał się nabrać. Z całej siły wymierzyłam mu kopniaka w piszczel, ten upadł. Skoczyłam na niego, ale on przeturlał się w ostatniej chwili i runęłam twarzą na podłogę. Zanim podniosłam się na chwiejnych nogach, zauważyłam, że Myth przeszukuje kieszenie nieboszczyka. Zataczając się, z ledwo żarzącym się płomykiem na opuszkach palców ruszyłam na Mytha. Ten bezceremonialnie złapał mnie w pasie. Ściągnęłam twarz. Przycisnęłam rozpalone palce do jego ramienia, ten cicho syknął.

- Wszystko będzie dobrze – mruknął unosząc do góry strzykawkę, którą zabrał profesorowi.

NIE!

Próbowałam się wyszarpnąć, ale byłam zbyt słaba, trzymał mnie mocno przyciskając do siebie, czułam jego oddech na szyi. Moje palce zaczęły powoli topić czarno czerwoną zbroję.

NIE, NIE, NIE, NIE!

Jednym sprawnym ruchem wbił igłę w moją szyję. Czułam jak substancja powoli wtłacza się i rozpycha pod skórą. Zaczęłam tracić oddech, a serce tłukło jakby chciało przebić żebra. Nogi się pode mną ugięły. Myth złapał mnie i mocno objął.

- Myth ty skur… - mruknęłam resztkami sił, zanim moja głowa opadła bezwładnie na jego pierś. (Patrz Myth jaki jesteś wysoki!)



Później widziałam już tylko urywki, nawet nie wiem co oznaczały. Pamiętam, że Myth niósł mnie na rękach, powtarzając, że wszystko będzie dobrze. Potem, że opiekowała się mną jakaś ruda dziewczyna, która miała fajne piersi, ale nie pozwalała mi na nie patrzeć. Potem słyszałam wybuchy, ale jakby były bardzo daleko i czułam ciepło na policzku. Siedziałam wtedy pod drzewem i widziałam jak cała firma wybucha w powietrze. Byłam wściekła, że nie mogę iść tam i dokonać rzezi, ale znowu odpłynęłam. W końcu obudziłam się w Mythmobilu zapięta pasami, ze stróżką śliny na brodzie. Otrząsnęłam się.

- Co, co się stało?

Myth prowadził. Zbroję miał poszarpaną, na miejscach, których nie zakrywał pancerz znajdowały się mniejsze i większe rany, lewą ręką przyciskał okrwawioną, białą szmatę do boku. Wyglądał, na zmęczonego i obolałego, ale uśmiechał się od ucha do ucha.

- Załatwiliśmy Kruczyce, śpij musisz wygrać z tym cholerstwem.

- Z czym? – jęknęłam, czując, że znowu ogarnia mnie niemoc.

- Po prostu śpij, obudzę cię, kiedy będzie trzeba

Więc oparłam się o fotel i przymknęłam powieki. Śniło mi się coś, że spadam. Wszystko krzyczało, kolory i dźwięki, wszystko. Myth coś krzyczał. Ktoś mną szarpał. Nagle ból, okropny ból głowy. I jeszcze większy hałas. Czyjś krzyk, to mój krzyk. Mythmobil ulegnie samodestrukcji za 10, 9. 8…

- Fire slayer! Agata! – ktoś krzyczy, kim jest Agata?

Nagle zimno, jakaś ciecz wlewa mi się do nosa i uszu, nie mogę oddychać. Tłukę nogami o wodę. Coś łapie mnie i ciągnie za sobą. Powietrze. Nie mogę go złapać. Leżę. 30 ucisków 5 wdechów. Oddychaj cholerno no! Co z kanapkami?! Krztuszę się i wypluwam ciecz z płuc. Jeszcze nie czas. Słyszysz?! Dobra dziewczynka, czyjaś ręka gładzi mnie po głowie. 

2 komentarze:

  1. Dużo flaków - to jest to! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. *palpitacje serca*
    O-eM-Gie!
    Ja się chętnie zajmę Fire Slayer, zanim wydobrzeje ]:-)

    OdpowiedzUsuń