wtorek, 2 kwietnia 2013

Fire Slayer, relacje superbohaterki



„Dzień pierwszy. Nazywam się Agata Wieczorek, pseudonim fire slayer pracuję w firmie zajmującej się podbojem świata i tworzącej masowe apokalipsy, nie jest to fucha o której marzyłam, ale pensja starcza na waciki. Kiedy zaczynałam tutaj pracować byłam królikiem doświadczalnym, testowali na mnie dziwaczne substancje i lekarstwa. Jednak któregoś razu jak to bywa w szarym życiu zwykłego studenta, coś poszło nie tak, wybuchł reaktor i pokąsały mnie laboratoryjne szczury. Jad w ich ślinie spowodował, że na zawsze utraciłam zdolność empatii. Przysięgłam, że zemszczę się na całej firmie i tych, który mi to zrobili. Tym czasem przeniesiono mnie do biura, kazali założyć mundurek i parzyć kawę. Otrzymałam moc, potrafię krzesać płomień. Pomszczę swoją zdolność empatii, może nie dziś, ale zaczekam na odpowiedni moment i wtedy tego dokonam.”



„Dzień pięćdziesiąty piąty. Ludzie szefowej pojmali dwójkę superbohaterów z konkurencyjnej firmy. Nadarza się szansa, do wcielenia mojego planu w życie. No dobra nie mam żadnego planu, ale coś wymyślę. Hahhahahaha. No.”

Nacisnęłam przycisk stopu na dyktafonie i schowałam go w kieszeń uniformu.

Postanowiłam bliżej przyjrzeć się sprawie. Naciągnęłam spódniczkę i pobiegłam do biura szefowej,
gdzie prowadzono zakładników. Była to dwójka młodych ludzi, ubranych w dziwaczne stroje, jak z parady dla homoseksualistów. Dziewczynę zabrano, do laboratorium, a mężczyznę wprowadzono do sali. Zanim zatrzasnęły się drzwi za ostatnim z ochroniarzy, zdążyłam zatrzymać je obcasem. Wewnątrz zaczęła toczyć się rozmowa. Złapałam za dyktafon. Wcisnęłam przycisk nagrywania.
            „Dzień pięćdziesiąty piąty. – szepnęłam zakrywając dyktafon dłonią – jestem przed biurem Białej Kruczycy. Rozmawia z jednym z konkurencji. Wygląda jak pederasta (ultraheropederasta) ma… - zajrzałam ukradkiem do środka przez uchylone drzwi. – ma czarno czerwoną zbroję, jest niski i krwawi. Trzymają go żeby nie upadł. Nagram fragmenty rozmowy, mogą się kiedyś przydać. – schowałam się za drzwiami, żeby wysunąć przez nie dyktafon.



- Widzisz? Jest bezpieczna, chodź może "bezpieczna" to kiepskie określenie, jest w jednej z moich tajnych baz, otoczona armią moich córek-harpii, jedno słowo a rozszarpią ją i pożywią się zwłokami, albo zjedzą żywcem, jeszcze nie wiem...



Zjedzą? Też bym…  Cholera, jestem na diecie, ani słowa o jedzeniu.



- Tylko spróbuj zrobić jej krzywdę a zgotuje ci takie piekło na Ziemi że pobyt w prawdziwym piekle wyda ci się wczasami w sanatorium w Międzyzdrojach!



Przydało by się jędzy!



-TRACHH!!!”



- Nosz w dupę kopaną! – Krzyknęłam, kiedy dyktafon upadł na marmurową posadzkę. Pozbierałam go szybko z podłogi, nie przestając kurwic pod nosem.




- Wieeeesz mój drogi superbohaterze w sumie jesteś już wolny KRAH szsz mi uprzykrzyć życie z tą ma- Aaałą szmatą której zabiłam męża że postanowiłam docenić wasze starania i złożyć Ci bardzo obiecującą BZYT propozycję która z pewnością Ci się spodoba...



- Jaką?



- Kszszszszs… wypuszczę cię na wolność ale chciała bym byś pracował BZYT dla mnie, pomógł byś mi zaprowadzić nową sprawiedliwość w tym mieście. Co ty na to?

- Nigdy w życiu! Nigdy nie będę po Twojej stronie!

- Będziesz, oj będziesz.. kszszszsz WRAP BZYT ksszszszsz…

- Zgadzam się, zrobię co zechcesz ale ona ma być całą i zdrowa.

- Co... Co t... Co to jeeee... – coś uderzyło ciężko o posadzę. szybko zajrzałam do środka.

- Tu Ghaaata Wieczorek BZYT. Jeden z ochroniarzy wyciąga, pojmanemu strzykawkę z szyi, prawdopodobnie serum, nie jestem pewna. Pojmany leży na podłodze. Nie żyje, albo stracił przytomność BZYT…”



Usłyszałam zbliżający się stukot obcasów. Szybko schowałam dyktafon, po czym zniknęłam w głębi korytarza. Zaczaiłam się za drzwiami łazienki. Po chwili drzwi biura otworzyły się i zobaczyłam jak wynoszą z nich zwłoki mężczyzny. Po ranach z których przed chwilą krwawił, nie został nawet ślad. Przez podarty miejscami uniform prześwitywały nietknięte fragmenty skóry. Wypatrywałam jeszcze przez chwilę gdzie go ciągną. Zaprowadzili go na salę operacyjną.



„Dzień pięćdziesiąty szósty. Jolka z recepcji powiedziała, że spóźnia jej się okres. Durna pizda, zawsze wiedziałam, że jest beznadziejną pindą, która nawet własnego dupska nie potrafi upilnować. Przesłuchałam wczorajsze nagranie z dyktafonu, po czym stwierdziłam, że już nigdy nie kupię nic z bazaru od chińczyków. Durne kitajce. Nowy dyktafon kosztował mnie jakieś pół pensji! No, ale podobno jest wodoodporny i ma różne takie tam bajery, kamerkę ma, coś tam jeszcze pewnie jeszcze też, jak za tyle kasy. Parzyłam dzisiaj kawę, tym z sali operacyjnej. Weszłam z tacą na blok. A tu wielkie poruszenie, harmider machają łapami, jakby nie zauważyli wejścia damy. Krzyczeli „obudził się! Obudził! To działa! Juhu Je Je Je” Jeden zamachnął się i wytrącił mi tacę z rąk. Kawa wylądowała na mojej nowej białej bluzce! Burak, nawet nie przeprosił!



- Co mi zrobiliście! Czemu czuję się tak jak się czuję? Mów bo wyrwę Ci kręgosłup! – ryknął na nich mężczyzna, którego wczoraj schwytali.
            - Spokojnie mój superbohaterze, to enzym psychomorficzny zwany KQV3.



Na mnie też to testowano, o ile dobrze pamiętam działa to w ten sposób, że po podaniu go dożylnie „dobre cechy” danej osoby słabną, a „złe” wyostrzają się, przez co staje się bardziej brutalna i trudno jej pohamować nienawiść czy potrzeby seksualne. Minusem KQV3 jest nietrwałość, przestaje działać po kilku tygodniach, dniach, w zależności od organizmu. Podanie drugiej dawki, może być śmiertelne. Stare „złe komórki” walczą z nowymi co prowadzi do samodestrukcji organizmu. Cholera, ale ja mam gadane.”

6 komentarzy: