sobota, 23 lutego 2013

Sektencja, Dziennik Superdetektywa, 23 II 2013, Sobota

Dzik jest dziki. Dzik jest zuy. Dzik ma bardzo ostre kły. Kto spotyka w lesie dzika, ten na drzewo szybko zmyka. \m/

Witajcie!
   Otóż mam teraz zmartwienie. Wpadło coś do mego domu i nie a się tego wykurzyć. No dobra, dobra - przecież to ranna osoba, trzeba jej pomóc. Lecz ja mam teraz tyle zmartwień na głowie... Nie dziwcie się, że jestem zła, że przybyło kolejne. No tak, wiem, niesienie pomocy to moje zajęcie i powinnam być z tego dumna, ale... nie jestem! Ziemniaki, nie mógł lecieć po pomoc do innego domu? Tzn, zadzwoniliśmy po pogotowie i w ogóle, jednak kilka godzin temu wypisano go do domu, a jako, że nasz pan postrzałowy nie jest zbyt przytomny - wylądował w domu znanego wam detektywa. No, wiecie co?!
   To jednak nic, chorym trzeba się zająć! Dowiedziałam się od mamy, że się wybudza, więc postanowiłam pobiec po... koty! Tak, dobrze przeczytaliście - koty! Koty to najlepsze lekarstwo na wszystko. Zebrałam więc pokaźną gromadkę i ruszyliśmy do pokoju chorego. Po chwili byliśmy przed drzwiami. Chciałam otworzyć drzwi, lecz - jak? Kilka kotów było na mnie. Po chwili mnie oświeciło. Kazałam kotom, które szły za mną się odsunąć i z kopa otwarłam drzwi.
- Witaj! - wrzasnęłam a koty zamiauczały. - Przyszliśmy cię pocieszyć!
                   

   Koleś był w trakcie wcinania jabłka. Na mój/nasz widok zrobił ogromne oczy. Jabłko wypadło mu z ręki i potoczyłooo sięęęę... Hen, pod komodę. Wyskoczył z łóżka, trzymając się za ranę. Próbował biec w stronę drzwi, lecz wywrócił się na kocie, wpadł na mnie, ja się wywróciłam na inne koty. A to poturbowane coś wpadło na mnie. Narobiliśmy takiego wrzasku i zgiełku i miauczenia, że aż Rani się pojawiła w oknie.
- Hej, opanuj się! - powiedziałam. Koleś jednak nie wyglądał na przekonanego. Odsunął się w kąt pokoju i spoglądał na drzwi, które mu zasłaniałam swoją osobą. I armią kotów.
- C-czy mogę stąd iść?
- Co? Po co? Kiedy? Dlaczego?
- T-tyle kotów n-na raz... Przestraszyłem się - Na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Nazywam się Nomen.
- Nomen omen. Ja jestem Sektencja. Jak więc widzisz wpadłam cię przywitać, lecz za chwilę jadę do miasta po wstążki na kokardki do sukienki. Trzeba ci coś? Mogę kupić.
   I tak oto wpakowałam się w autobus, słuchając muzyki. Starałam się jednak zachować czujność, ponieważ 45 minutowa podróż może nieźle człowieka zdekoncentrować. Jednak kompletnie się nie spodziewałam tego, co zobaczyłam. Szłam w stronę pasmanterii, lecz wszędzie - zgliszcza! Wozy pancerne! Czołgi! Całe miasto było szare.
- Hej, ty! - usłyszałam. Jakiś koleś z bronią zaczął mnie gonić. Ale udało się, zwiałam mu.
   Jednak, co najdziwniejsze, sklep był otwarty.
- Dzień dobry! Co się tu dzieje? - zapytałam. Od wystraszonego sprzedawcy dowiedziałam się, że Biała Kruczyca wypuściła z więzienia sporo złoczyńców. Ojej! Wyszłam ze sklepu i... zostałam otoczona!
- C-co ja zrobiłam? Co się dzieje?
- Musisz zginąć! - usłyszałam. Co? Teraz? A kto pomoże Nomenowi? No ej, weźcie! - pomyślałam. Wtem! Szum silników, zgrzytanie metalu... Na niebie pojawił się R.O.M.A.N! Był mocno poturbowany, jednak zdołał przyłożyć żołnierzom i zabrać mnie stamtąd!
- Co ty tam robiłaś?! - wrzasnął robot. - Rozum ci odjęło?!
- Eh... No ja... Ten... Tego... Byłam po wstążeczki! - Pokazałam mu swą czarną zdobycz.
- Oj, dziecko! Oszalałaś? Biała Kruczyca wypuściła więźniów!
- Wiem, no ale no... - Resztę drogi przebyliśmy w milczeniu.
   Wieczorem, gdy siedziałam w swym tajnym pokoju [który, jak się okazuje, nie jest aż taki tajny], usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam.
- Proszę - W drzwiach pojawił się Nomen. - O!
- Ee... Nudzę się.
- Ahh... A smoki? Może oni ci pomogą?
- Przecież... Nie wolno mi wychodzić z domu.
- Aaaaaaaaaaa! Rzeczywiście. Tylko ja niestety nie zapewnię ci dobrego towarzystwa... Chyba zaczyna się naprawdę porządna wojna...
- Ojć... Mogę tu posiedzieć?
- Tak, jasne. Eee... No może... Usiądziesz na kanapie?
- Jakiej kanapie? - Rozejrzałam się. Wszędzie syf.
- Óops, zaraz ją znajdę - rozejrzałam się. Jeden ze stosów bardzo ją przypominał. Uhhh - odgarnęłam ubrania z pomocą Nomena i naszym oczkom ukazała się kanapa! - O, widzisz? Jest! Siadaj!
   Ja tymczasem wróciłam na moje krzesło przy biurku. Właśnie przeglądałam wiadomości na temat tego kwiatka, którym ostatnio tak jestem zaaferowana. Przyglądałam się obrazkowi, a za mną siedział Nomen, który najprawdopodobniej przyglądał się mi.
- Co to za kwiatek?! - wypalił nagle.
- Exterminatore reptantium - przeczytałam nazwę z książki. - A co?

- Hm... Znam go... skądś... - BUM! To ja wywróciłam się na krześle i po chwili przybiegłam do szatyna.
- Znasz?! Skąd?! Powiedz wszystko, co wiesz! - Odsunął się na koniec kanapy.
- Eee... No ja.. Ten... Tego... Nie pamiętam - wydukał wreszcie.
- Co?! - wrzasnęłam, lekko poirytowana. - To w końcu pamiętasz, czy nie?! Przecież... No skąd ci się ten kwiatek wziął?!
- Eee... Nie wiem... - Nomen powoli wycofywał się w kierunku drzwi. Jednak, biedactwo, szedł tyłem, więc nie widział tego, co dzieje się za nim. A za nim była szafka, za którą często myszy robią niegrzeczne rzeczy - piją ccherbatę! I w tę oto szafkę wpadł Nomen. Ałć! On się wywalił, szafka się wywaliła, a zza niej wybiegła w popłochu parka myszy.
- Koleś! Co ty mi tu bałagan robisz?! - Jakby ten syf już tu będący się nie liczył. - A z lupy to chcesz?! - Wyciągnęłam wymieniony wcześniej przedmiot i zaczęłam wymachiwać mu nim przed nosem.
- Yyy... - Nomen wyraźnie się bał.
- Ejj! Ups! Nie chciałam cię przestraszyć! Jestem po prostu... Eee... - Schowałam lupę do kieszeni. - Jestem po prostu troszkę nerwowa.
- T-to widać - westchnął. - Chyba musimy to posprzątać.
- Tak! To ty tu sprzątaj, a ja idę po ścierkę. Rozumiesz, trzeba rozlaną ccherbatę pościerać.
   Gdy wróciłam na górę, coś mi tu nie pasowało. Otworzyłam drzwi i zastałam... porządek!
- O!
- No, to tak jak kazałaś - sprzątnąłem. Nie oberwę ścierką? - zaśmiał się.
- Nie, co ty! Posprzątałeś ten syf! A ja myślałam, że nikomu się nie uda tego dokonać... No nic, idę ścierać. O, pozbierałeś cukier...
   I tak oto zyskałam nowego przyjaciela! A widzicie, świat jednak potrafi być miły. Chyba musimy wkrótce pójść do Bartosza. Oczywiście wtedy, gdy Nomen wydobrzeje. Może on okaże się pomocny w schwytaniu Oktawiana?
   Piosenka na dziś:
 

   Upiornego dnia! .u.

8 komentarzy:

  1. Koty są złe i trzeba je tępić. Czekam z niecierpliwością na wersje z psami!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ! Kot są mięciutkie i też bym chciała, żeby tak, kiedy będę potrzebowała, multum mięciutkich kociąt przyszło mnie pocieszyć :3

      Usuń
    2. Zapamiętam to sobie! :3
      [Ta wiadomość jest do obydwu osób!]

      Usuń
  2. Ale te wasze rozmowy są niesamowite! "Eee... Yyy..." XD Ale za to gość posprzątał ci pokój! I pomyśleć, że chciałaś go zabić. Moje motto: "Nigdy nie zabijaj nikogo z superbohaterskiej lupy, jeśli jest szansa, że posprząta ci pokój", ha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tak. Czas zacząć wykorzystywać ludzi! cx

      Usuń
    2. apropo wykorzystywania ludzi znajdzie się ktoś kto "sprzątnie" moją nauczycielkę od matematyki ?

      Usuń
    3. Przykro mi, cokolwiek by się nie działo - matematyka jest ważna. Chyba, że ta nauczycielka to jędza, to ja cię będę uczyć! :DD

      Usuń
  3. Nomen jest taki geeej~ *w* sama nazwa wskazuje no-men... prawie, że idealnie pasuje na geja :33 powodzenia w roli gejowego przyjaciela.

    OdpowiedzUsuń