wtorek, 1 stycznia 2013

Myth, Dziennik Superbohatera 1.1.13 Wtorek

Sunę śmigaczem poprzez przygnębiający martwy las, mam takie dziwne wrażenie jak bym ciągle był obserwowany. Czasem mam wrażenie ze coś rusza się pomiędzy drzewami, to pewnie tylko wiatr. Ten suchy, zimny, okropny wiatr. Mam bardzo złe przeczucia...
Nagle coś wybiega przed śmigacz i zaczyna do mnie machać. Niestety nie zdążyłem zareagować w porę i przejechałem ową postać. Odwróciłem się, a postać nadal tam stała. Ech a mogłem zjeść tą kanapkę skrzętnie ukryta przeze mnie pod oparciem fotela, prawdopodobnie mam teraz halucynacje z głodu. W razie czego zatrzymałem ścigacz. Postać odwraca się ze zdziwioną miną i macha ponownie. Myślałem, że skoro macha i nie próbuje mnie zabić prawdopodobnie ma kanapki i chce się nimi ze mną podzielić. Zszedłem ze ścigacza i podszedłem do postaci. Przyjrzałem jej się z bliska, był to dość masywnie zbudowany starzec. Wyglądam na dosyć bardzo zmarłego co wywnioskowałem po odpadających kawałkach ciała z jego twarzy i braku jednej reki. Był też z lekka przezroczysty co wzbudziło we mnie lekki niepokój, ale także pozwoliło mi to bardziej  więc zbliżyłem się do niego i postanowiłem go dziabnąć. W momencie podejmowania próby dziabnięcia starzec odezwał się.
- Co sprowadza Aquarianina do Martwego Lasu?
- Jestem Myth, jestem superbohaterem i szukam mojej zaginionej przyjaciółki, ale jeśli miałby Pan jakąś kanapkę to też bym nie pogardził.
- A więc szukasz przyjaciółki, hmmmm -pogładził się po swojej siwej brodzie- Wędrowcze, obawiam się nie znajdziesz tu nic poza śmiercią i piachem.
- Skoro jest tu sam piach i śmierć to skąd Pan się tu wziął? - zapytałem starca.
- Jestem Antropogoniusz VII z rodu Guesspresjanów. Poległem tutaj wraz z moimi druhami ponad pięćset lat temu. Jak już pewnie zdążyłeś zauważyć jestem duchem, rozmawiam z Tobą gdyż jestem dowódcą armii duchów strzegących las.
- Aha, to czyli nie ma Pan kanapki? - starzec zmierzył mnie wzrokiem.- A więc Antropogoniuszu VII zapewne dobrze znasz ten las. Czy mógłbyś udzielić mi rady jaką obrać drogę by jak najszybciej dostać się do najbliższej rzeki?- Grzecznie zapytałem strażnika.
- Dawno temu przysiągłem pomagać Aquarianinom, więc pokaże Ci najkrótszą drogę do rzeki.


Zagwizdał i zawołał „Tinsel!”. Nagle zza drzewa wyszedł koń, również w stanie niezbyt żywym, jak jego właściciel. Wsiadł na konia i krzyknął „za mną Aquarianinie!” i popędził wzdłuż ścieżki która powstała z drzew które chwilę przedtem się rozsunęły. Wskoczyłem na śmigacz i ruszyłem za nim. Zdziwił mnie fakt, że Antropogoniusz pędzi na swym martwym koniu szybciej niż ja na ścigaczu klasy E. Podążając za Strażnikiem czułem nieprzyjemną presje spowodowaną upływem czasu. Wiedziałem, że jeśli się nie pospieszę zarówno Amelię jak i resztę moich przyjaciół z Królewskiego Storczyka czeka pewna śmierć. Antropogoniusz zbliżył się do mnie i powiedział :
- Wędrowcze, dalej musisz iść już sam. Moim zadaniem jest strzec Martwy las, nie mogę go opuścić, lecz gdy wrócisz do lasu wiedz, że będę mieć nad Tobą piecze.- Po wypowiedzeniu tych słów starzec zmienił się w pył i wraz ze swoim koniem Tinselem. Po wyjechaniu z lasu w oddali dostrzegłem rzekę, miejmy nadzieje, że to ta rzeka, a nie jakaś inna. Dodałem gazu wjechałem na pagórek.
Tak! to na pewno ta rzeka, tzn z pagórka widzę jakieś 500 postaci biegnących wzdłuż rzeki. Tłum krzyczy, warczy, strzela i rzuca kamieniami. Więc albo coś gonią, albo obrazili się na rzekę i chcącą jej zrobić krzywdę lub też jest to jakaś forma rytuału. Wyciągnąłem jeden z pistoletów i ruszyłem w kierunku rozszalałej hordy. Miałem jakąś kilometrową równię do przejechania. Chociaż w sumie już teraz mógłbym do nich strzelać ale może jednak to jakiś rytuał. Włączyłem turbodopalanie i po chwili zauważyłem że to jednak tłum atakujący dwie postaci w rzece. Z każdą chwilą  nabierałem przekonania że to Amelia a ta chmara fanatyków chce ich skrzywdzić, na dodatek z miasta niedaleko zauważyłem grupę śmigaczy trzyosobowych.

Jechałem potwornie szybko, może się uda, tam widzę odpowiedni pagórek. Wyciągnąłem drugi pistolet, skierowałem śmigacz na pagórek, wjechałem i wyskoczyłem. W powietrzu obróciłem śmigacz do góry nogami i zacząłem strzelać do oprawców. Zestrzeliłem może z 8, gdy byłem już po drugiej stronie rzeki nadal w trakcie lotu nad tłumem przy skraju rzeki dokończyłem obrót śmigacza, dałem ostro w prawo, wystrzeliłem z pistoletu granat błyskowy by oślepić i zdezorientować tłum a sam wjechałem do rzeki. Przyjrzałem się dwóm postacią w wodzie jedna to Amelia, wyglądała jak by przeżywała wodny orgazm i jednocześnie jak by była na bardzo silnych środkach uspakajających. Za to druga kobieta w wodzie rzucała się miotała krzyczała a na jej ciele pojawiły się bardzo dziwne bąble jak by od oprzeń, ale czy można się oparzyć w wodzie? Szybko wyciągnąłem kobietę z wody i posadziłem z tyłu, kobieta potwornie wrzeszczała jak by jej skóra płonęła. Nagle ktoś do nas strzela, oddałem kilka strzałów w stronę tych co strzelali. Podjechałem do Amelii, chciałem ją chwycić ale odpychała moją rękę. Chwyciłem więc ją za jej brudne ubranie i wciągnąłem ją na śmigacz, zjechałem z rzeki i kierowałem się w stronę Martwego Lasu.

- Ty idioto! Ty pierdolony egoisto! Zawsze wszystko psujesz! Dlaczego mi to robisz?!- Wrzeszczała i szarpała się Amelia,- Ty nie rozumiesz! Zwróć mnie wodzie! - Z każdą chwilą było coraz gorzej, zaczęła bić i drapać. Widocznie osłabła bo kiedyś potrafiłaby jednym celnym ciosem pozbawić mnie przytomności a teraz prawie nie czułem. Kobieta z tyłu chyba straciła przytomność. pościg był już tuż za nami, zaczęli strzelać! Boom! Trafili w śmigacz, rozleciał się na kawałki, a my razem z nim. Z siłą pędu śmigacza odrzuciło nas kilkanaście metrów w dal. Chyba złamałem sobie kość ogonową, podniosłem się z ziemi i rozejrzałem. Poparzona kobieta odzyskała świadomość, wrzeszczała z bólu. podczas tego jak kilka krotnie uderzała o ziemię podczas upadku, poprzebijała bąble i na dodatek dostał się tam teraz piasek... Ale gdzie jest Amelia? Widzę ją, biegnie w stronę rzeki i woła "Wodo! Wodo przybądź!". Pobiegłem w jej stronę. Szybko ją dogoniłem i zaciągnąłem w stronę śmigacza do drugiej kobiety.

Las! Martwy las jest niedaleko, na oko 50 m od nas, agresorzy na śmigaczach są jakieś 350 m dalej. Mamy szansę, podnoszę pokrwawioną, poparzoną kobietę i zarzucam ją sobie na plecy a drugą ręką ciągnę Amelię. Jest to strasznie nieprzyjemne, jedna wrzeszczy z bólu a druga chce uciec do wody A 5 śmigaczy wroga zbliża się z ogromną prędkością. Co będize dalej? Czy zginiemy? Czy znajdę kanapkę? czy 47+5 to 52? To wszystko w kolejnym wpisie !

Piosenka dnia:

Dobranoc:)

1 komentarz:

  1. Mina Mytha na ostatnim obrazku jest powalająca.
    Ale, ale! Amelia odzyskana! Tzn, nie do końca odzyskana, ale już blisko! :)

    OdpowiedzUsuń