piątek, 10 lutego 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 10 lutego 2012



Kolejne wieści od Super Informatyka na temat Flashmana! Mojając kolejne dni jego pobytu w szpitalu (o których pisałam jeszcze tu i tu) i już możemy być spokojni - podobno odbiera telefony, rozmawia... Co prawda sam Super Informatyk nie załapał się na audiencję, ale mama zapewnia, że jest dobrze. A więc jeden z Super Bohaterów wciąż jest z nami!

To nie koniec pozytywnych wieści! Parę dni temu Super Informatyk opowiadał mu o próbie, jaką musi przejść jako członek rodu Władców Pętli, żeby osiągnąć kolejny stopień wtajemniczenia i kolejny krok w kierunku nirwany błękitnych ekranów. Inicjacji... znaczy: inicjalizacji przewodzi lokalny Wódź plemienia, którzy czeka w świętej Jaskini Optymalizacji, gdzie kolejni śmiałkowie będą kłaść na szali swoje męstwo i obiektowość spoglądając w nieskończony wir /dev/null. Nie da się ukryć, że mój kolega był pełen obaw - z wirem (zwanym też Wirem Wielkiego Pingwina) jest trochę jak z Wirem Czasu, z którym musieli się zmierzyć młodzi Władcy Czasu. Tam było tak, że po spojrzeniu w jego otchłań niektórych ogarniało natchnienie, niektórzy uciekali, a inni popadali w szaleństwo. Tutaj sprawa była uproszczona, bo można było tylko zwariować.
Jak się zapewne już czytelnik spodziewa, ów wielka Próba Kompilatora miała miejsce dzisiaj. Super Informatyk, pomimo że na co dzień jest superbohaterem pogramiającym Exceptions Manów, Wcinaczy Średnika i tak dalej, teraz miał jawne obawy co do swojej przyszłości i patrzył niepewnie jak kolejni koledzy z roku wypadają z Jaskini Optymalizacji z drżącymi rękami i urywanymi zdaniami. Wszedł i...

UDAŁO SIĘ! Nie oszalał! Znajomy Władca Pętli został awansowany na Rycerza Pętli!
No to ?


stąd

Ale wiecie co, powiem Wam tak po cichu, że nie jestem specjalnie zdziwiona, że mu się udało. W końcu sam wcześniej mówił, że:
Część śmiałków po spojrzeniu w /dev/null popadała w obłęd. Inni już to zrobili.

No a ja przecież znam poziom jego normalności i wiem, że większe zmiany mu już nie groziły


Ostatnio, kiedy spacerowałam sobie szczecińskim Galaxy (nie mylić z warszawskim - wiem, że to dom pogrzebowy XD ) natrafiłam wzrokiem na kinowy plakat filmu będącego kolejną, choć rewolucyjnie unowocześnioną interpretacją powieści sir Arthura Conan Doyle'a:


stąd

I naszła mnie taka konnkluzja, która mogłaby zszokować tych, którzy znają mój stosunek do serialowofilmowej wizji tego wszystkiego i całego bałaganu z tym związanego przede wszystkim, mianowicie:
Holmes, przystojny jesteś.


Nie wiem, kto gra to wcielenie tego inteligentnego pana i fige mnie to obchodzi (a, pod spodem pisze, no nieważne) - moją uwagę przyciągnęło co innego. Powiem wprost nie swoim zwyczajem - wyobraża sobie ktoś może stada nastolatek piszczące na widok tego pana? Albo tego? Właśnie, a też Holmes :) Wydaje się, że nie ma o czym mówić, bo przepastna różnica tkwi w wyglądzie i nieciekawym zachowaniu. Dawny Sherlock był przecież co prawda błyskotliwym panem, ale za to "jakimś takim" ponurym, powolnym, bez przebojowości, niespodzianek i "tego czegoś". A tymczasem, fizjonomicznie i psychologicznie rzecz biorąc, to był nadal ten sam postrzelony odważny gość od fajki, boksu i grania na skrzypcach, z tym samym wiekiem, charakterem i iskrą w oczach.
Wiecie, co się zmieniło? Nie sam Holmes, tylko czasy! Miałam w tamtej chwili kolejny błysk dumy, że żyję w najlepszych możliwych czasach. Nagle modne jeszcze niedawno latanie za mięśniastymi rambami (jak słowo Rambo się śmiesznie odmienia XD) i pustogłowymi przystojniakami zmieniły się w kicz, podśmiewywanie z zarówno muzycznych, jak i filmowych justinów biberów i odnajdywanie dziur w całym w błyskotliwych parodiach jak Iniemamocni. Ludzie (filmowcy, fani, pisarze...) nagle zwrócili swoje znudzone oczy na ludzi myślących! Na tych, którzy dotychczas spotykali się z lekceważeniem, bo nie mieli pojęcia o prawdziwym życiu, o uczuciach, nawet "prawdziwej" pracy. Nikt nie widział nic ciekawego i ludzkiego w tych ich probówkach, równaniach, automatach, więc odruchowo myślało się, że to jakiś rodzaj ograniczenia. Naukowcy byli brzydcy, starzy, źle ubrani i jąkaci. Jak opowiadało się o podróży na inną planetę, to na pierwszy plan szedł dowódca załogi z wielkim torsem. Co za ironia - ludzie zachwycali się samochodami i lotami w kosmos, ale ludzi w okularach, którzy nad tym siedzieli, traktowali jak trędowatych...
I nagle, tak zwyczajnie, w ciągu mojego życia odegrała się przemiana tego stereotypu! Nagle "normalni" ludzie odkryli, że tamci wykpiwani przez nich dziwacy nie wypadli z rzeczywistości, ale sami od niej odeszli - bo mieli lepszą. Szerszy horyzon, piękniejszy punkt widzenia. Powoli, powoli, wraz ze wchodzeniem cywilizacji w nowe milenium zaczęło pojawiać się coraz więcej filmów patrzących na mózgowców pozytywnie, z tolerancją lub uśmiechem, ale jednak pozytywnie. Aż dziw, ale ciężko mi wymyślić jakiś przykład oprócz Matrixa i Liga niezwykłych dżentelmenów (odnowione spojrzenia na dr Jeckyla i kapitana Nemo), ale może Czytelnik sam coś przypadkiem dostrzeże? Pełno jest za to efektów końcowych dokonanej już rewolucji - z filmów najlepszym jest chyba ostatnia część Szklanej pułapki, który stanowi wręcz pojedynek znienawidzonych do niedawna hakerów i krakerów, a jeśli chodzi o seriale... Wszystko - Dr House, Wzór, CSI... W ogóle cała kryminalistyka, która zmieniła się nagle z ganiania z pistoletem do analizowania dedukcyjnego!
Śmieszną pozostałością z dawnych czasów jest bajka Scooby Doo i dobijająco zestereotypiona Velma - okulary, włosy na oczach i nijaki sweterek, co tym bardziej gryzie, że nie obywa się bez porównywania ze słodziutką Daphne. Ciekawe, co by było, gdyby ktoś nagle stworzył zupełnie nową interpretację tego zespołu nie odrysowując nic od linijki, jak to się robiło przy dwóch dotychczasowych ekranizacjach...

I w ten sposób oczarowani swoim podejściem ludzie filmu nagle trafiają na takiego Sherlocka Holmesa... I nagle mamy tajemniczy uśmieszek, rozwiany włos i eleganckie ciuchy. Niby robi to samo, co przez ostatnie sto lat, ale co do czego z nietypowym dla swoich początków wdziękiem, magnetyzmem. I oto efekt tych wszystkich przemian obyczajowo kinematograficznych patrzy do mnie z przyjemnego ukosa z plakatu.

Nie wiem, czy pięćdziesiąt lat wcześniej miałabym głowę dopasowaną do swoich czasów (choć niektóre rzeczy sugerują mi, że niestety tak), jednak cieszę się, że żyję w tych.
Jestem z nich dumna.

No i właśnie tak sobie nieśpiesznie dobrnęłam do przypomnienia sobie, za co tak naprawdę lubiłam Sędzię Annę Marię Wesołowską - za coś, co jeszcze trzydzieści lat temu przyjąć by się nie mogło. Bo jakże to gapić się na jakiegoś prokuratora w czarnej todze, a nie na pokazujących się czasami w sądzie policjantów? Tylko za to, że ma fajny głos, bezczelne odzywki i robi niekiedy tajemnicze miny? No a jednak na Nieoficjalnym Forum Serialu SAWM można było. I to jak! Bawiłam się tam dobre dwa lata komentując każde jego śmieszne zachowanie i przewrotny cytat. Poznałam też parę fajnych osób, a ponadto nauczyłam się, jak niezastąpioną rzeczą jest forum dyskusyjne i piszczenie ze szczęścia razem z ludźmi podobnymi do ciebie...

Dzisiaj wyjątkowo... dwie piosenki. Bo tak się składa, że dwie JEDNOCZEŚNIE kojarzą mi się z p. prokuratorem Arturem Łatą. Tak wyszło kiedyś, jakoś 21 września 2007, że zaczęłam sobie do oporu oglądać jego zdjęcia (które dnia poprzedniego musiałam przywieźć sobie na dyskietce z biblioteki miejskiej) i puszczać sobie do oporu te dwie piosenki (bo innych ciekawszych jeszcze nie miałam). Coś zauważalnie bolała mnie wtedy głowa, ale tak chciałam mu się przyjrzeć, że złamałam swoją zasadę nie używania komputera w takich przypadkach. I jak się rozkręciłam, to przeszło ;D
Tak mi to właśnie zostało w pamięci.





4 komentarze:

  1. Hej, cicho tam! Bo ja widziałam Holmesa z Jeremym Brettem i był fajny! Stadem moze nie jestem, ale zawsze coś, nie? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam właściwie oficjalnie lecę na nieśmiałych informatyków w wielkich okularach, więc nie oceniam ;D

      Usuń
  2. Witam :) też widziałam Holmesa z Jeremym Brettem ( i odpowiada mi bardziej niż Benedykt) i jest bliżej wyglądem do książkowego Sherlocka i jak czytam sir Artura to właśnie tak sobie go wyobrażam.
    Co do kinowego to wiadomo też jest ok.
    Nieśmiali informatycy też są fajni o tak !
    czytam coraz częściej Waszego bloga więc mam Was na oku mimo iż nie komentuje, ale tym razem mnie zaskoczyłaś tak jest przystojny !
    ach no i już nie ma sędzi Marii Wesołowskiej :(
    a Artur Łata to chyba brat bliźniak mojego 'eks' nauczyciela od historii !
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję! Strasznie cieszy mnie każdy użytkownik, choćby był tylko cieniem przemykającym na tle postów (ależ poetka ze mnie) ;)

      Usuń