- Że co?! - krzyknęłam zszokowana. Ten typ robił się coraz dziwniejszy.
- No, skarpety... - odpowiedział Mastius dość nieśmiało.
- Chłopie! - AstroGirl była coraz bardziej zniecierpliwiona. - Masz tu jeszcze dwanaście tych kryształowych główek! - patrzyła na czaszki. Chyba naprawdę zaczęły się jej podobać.
- A moje paznokcie? - zapytałam już całkiem skonsternowana. - Dostaną kataru...
Bardzo lubiłam te skarpety... Te moje kochane bałwanki. Pamiętam gdy dostałam je na ostanie święta od swego Mistrza Sztuk Umysłu. Nie przeczę, że był lekkim dziwakiem, ale bardzo poczciwym i tyle co on ciekawostek mózgu nie przekazał mi żaden z Mistrzów Akademii Cienia.
- Tu chodzi o coś innego... - powiedział wreszcie Mastius. O co może mu chodzić? - Po prostu mi są potrzebne.
Trzeba było pożegnać kochane białe wełniaki w czerwone bałwany. To zastanawiające, bo przypomniała mi się bardzo ciekawa myśl, właśnie tego Mistrza. "Przydadzą Ci się kiedyś. I to nie zupełnie do noszenia..."
- Jak po prostu? - mówi moja towarzyszka. - Jak czyjeś skarpety mogą być komuś po prostu potrzebne?
- Wkrótce się tego dowiesz - odpowiedział tajemniczo.
Zdjęłam je w końcu już pogodzona z losem, że nie odzyskam ulubionych bałwanków. Aż łza się w oczku kręci...
- AstroGirl... - odrzekłam do niej ni stąd ni zowąd. - Dobrze, że ty nie musisz nic oddawać. Cieszę się, że to tylko skarpety. Mogła by to być inna część garderoby. Chyba się domyślasz jaka?
Zrobiła najpierw minę zastanowienia, ale jak dowiedziała się o co chodzi to najpierw jej kochana twarz lekko poróżowiała, a potem przybrała najwyższy wyraz oburzenia.
- Ja miałabym..? - rzuciła, dodając po chwili: - I niby skąd mam wiedzieć, jaką część?
- Mam na myśli garderobę bieliźnianą... - mrugnęłam bardzo domyślnie.
Marius patrzył to na mnie to na AstroGirl. Był po pierwsze zmieszany, po drugie.. Hm... Chyba ciutkę zgorszony.
- Niech tylko spróbowałby się dobrać do mojej! - zaprotestowała hardo.
- Taki popaprany to ja nie jestem! - zaprotestował
- Wiem.
Dziewczyna patrzyła na niego najbardziej niekorzystnym spojrzeniem na jakie było ją stać.
- Siadajcie w końcu - powiedział zrezygnowany. Wiedział, że to nie wszystko. Ja ze swojej strony już czułam kłopoty po skórą.
- Dziękujemy. - Usiadłyśmy. Była tu do załatwienia jeszcze jedna sprawa. Zabranie stąd Grubego Mańka. Dobrze, że z akt chociaż wiedziałam dla kogo pracuje. Bez tego byłabym chyba w ciemnicy... Tylko czy ja właściwie potrzebowałam tych papierów?
Mój wzrok spoczął na kamiennych ścianach. Jakże to średniowieczne... Tylko meble były z innej epoki. Zawsze musiało się coś u Mastiusa w biurze łączyć, mieszać lub nie zgadzać... Ciężko było go czasem zrozumieć.
Znaliśmy się od kilku dobrych lat i za każdym razem odkrywałam coś nowego w jego osobie. Oczywiście był zły, ale miałam wrażenie, że gdzieś w zakamarkach jego jestestwa czai się jeszcze odrobinka światła, drobny knot świecy wypalającej się powoli.
- To nie wszystko, prawda? Chcesz jeszcze czegoś? - zwrócił się do mnie, wyrywając z rozmyślań.
- Tak. - odrzekłam krótko. - Potrzebuję Grubego Mańka...
Na twarzy AstroGirl odmalowało się zdziwienie.
- A skąd on... - powątpiewając. - Jeśli wolno mi zapytać... Skąd on może wiedzieć, skąd go wziąć?
- To moja małpa na posyłki - prychnął Mastius, a zaraz potem odwrócił się do mnie z wyjaśnieniami. - Kazałem znaleźć mu dobry samochód... Znalazł... kłopoty. Ale pamiętaj, Eli. Coś za coś...
- Znaczy: znowu któraś z nas będzie musiała coś ściągnąć? - złapała się za głowę. Ledwo powstrzymałam się by nie parsknąć śmiechem. Cudem się powstrzymałam. Mam przygodę z Psaidakiem. - Co to? Rozbierany poker?
- Tym razem... potrzebuje jednej Strzały... - powiedział to bardzo cicho. Jakby z jadem.
- Strzały?
- Nie! Nie mogę! - wpadłam w panikę.
- Eli? Czego on chce? - zdziwiła się kolejny raz. - O co chodzi z tymi strzałami?
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na nią pustym, chłodnym spojrzeniem.
- On chce służby. - wykrztusiłam.
- Czego od niej chcesz, zboczeńcu? - no i masz babo placek. Wściekła się. Ja tu lamentuję i potrzebuję pocieszenia, a ona... OK. Moje emocje są i tak w tej chwili nieważne. Trzeba się ogarnąć, wziąć w garść i w końcu opanować cały majdan (nie to żebym miała coś do tego piłkarza).
- Chcę tego, co mówiła - odpowiedział z chytrym spokojem. - Służby. Przez rok będzie moją niewolnicą.
- Chłopie, opanuj się! Niewolnictwo znieśli parę wieków temu! Wymyśl coś innego!
- W prawie ziemskim... tak. - mówiłam zdrętwiałymi wargami. Ciężko mi było zachować spokój. Byłam zdenerwowana jak wszyscy diabli i ledwo mogłam coś z tym zrobić. Postanowiłam grać. - W prawie intergalaktycznym nawet teraz mogę zostać pojmana. Ale nikt tego zwykle nie robi, każdy się boi... - Zachichotałam ponuro. - Liczą na moją dobrą wolę.
- Eli, co ty wyczyniasz? - Mówi szeptem do mnie, byłam bardzo zamyślona. - Możemy przecież same złapać tego Mańka, jestem superbohaterką, co za problem?
Wstała szybciej niż bym zdążyła przypuszczać, że tak potrafi. Były kłopoty. I to raczej olbrzymie.
- Słuchaj, ty... - zaczęła grozić palcem szefowi złodziei.
Zostało mi tylko jedno:
- Spokój w lochu. - wyszeptałam bardzo spokojnie.
Zapadła cisza zaklęcia. O tak. Zdenerwowanie minęło i mogłam w końcu działać. Skupić się na tym co miałam tutaj do zrobienia.
- Mastiusie... - postanowiłam mu to przetłumaczyć bardziej groźbą, że mogę powtórzyć inkantację jeszcze raz. - Wiesz, że nie mogę. Nie jestem ci potrzebna. Niosę tylko śmierć...
- Elisabeth... - próbował mnie poderwać. Doskonale wiedział, że nikogo nie szukam i nie chcę sobie robić kłopotu z mężczyznami. Choć nie powiem było w nim coś pociągającego... Swoista drapieżność... która... Nie. Kanalia. Próbował swoich czarów na mnie. Wiedziałam, że jest w nim coś tajemniczego. - Wiesz, że jesteś cudowną kobietą?
- Wiem to. - powiedziałam do niego z opanowaniem lecz moje oczy ciskały w niego gromy. - I widzę, że przestaje działać. Jesteś Magiem...
- Mag? Nie wkopałam dotąd jeszcze żadnemu magowi...
- Jestem nim - jestem nim. Był z siebie naprawdę dumny, a potem dodał oskarżycielsko: - A ty jesteś czarownicą!
- To jak. Dzwonimy po Harry'ego Pottera?
Roześmiałam się. Miała na prawdę dobry dowcip.
- Nie jestem. Jestem kimś innym. - pokazałam, że jednak mnie nie rozgryzł.
- No ale proste zaklęcia, jak widzę, masz opanowane...
Ciekawska - syknęłam do siebie w myśli. Postanowiłam ją zignorować.
- Oddaj mi go - wróciłam do sprawy.
- Jako osoba magiczna możesz o to prosić... Ale go nie dostaniesz.
- Na serio powinnyśmy zadzwonić po Pottera...
Ha. Harry Potter chyba by przy tym zawału dostał.
- Myślisz, że to na mnie działa? - prychnęłam, śmiejąc się z niego.
- Myślę, że tak. - powiedział dumnie.
Wyciągnęłam swój nowy zegarek. Ostatni podarowałam Sektencji Superdetektyw, więc potrzebowałam nowego i dostałam go.
- Co ja mam z tym zrobić? - patrzyła ogłupiała na przedmiot.
- Masz tam trzy pokrętła... Pięć razy w prawo trzecie.
- Z prawej.
- Mojej..? Aaaeee... Mam je przekręcić zgodnie z ruchem wskazówek ze...
- Ej, co to ma znaczyć? - nie wiedział co się dzieje. O to chodziło.
- Tak. - mruknęłam.
- Aaaachaa...
Szukałam pośpiesznie mojego koła teleportacyjnego. No i... Jest. Złożyłam je. weszłam. AstroGirl zrobiła to samo. Miałam ochotę znów się śmiać z własnego szczęścia do kieszeni, ale nie zrobiłam tego.
- Żegnaj... - popatrzyłam na niego mściwie za czary na mnie.- I tak przy okazji... Zabieram Mańka.
O rany. Nie. Pomyślałam szybko. zaczęła się teleportacja.
- Nieeee..! - krzyknęłam.
***
Popatrzyłam na to gdzie byłyśmy. Zadziwiające. Popatrzyłam po pomieszczeniu. Kraty w oknie? Cela... Miałyśmy dolecieć do Mańka.
Zapach był nie za bardzo przyjemny. Ale kto powiedział, że cela będzie wyglądać tak samo jak kasyno na dole?
Trzeba był się stąd wydostać. Nie patrzyłam na to co się znajduje przy mnie. I nie patrzyłam też czy drzwi są masywne.
Zamachnęłam się ostro nogą.... Au! Nie miałam nawet siły krzyczeć. Padłam na kamienną posadzkę zwijając się z tępego bólu.
- So sie sieje...? - usłyszałam jakieś dziwaczne mruknięcie spoglądając w tamtą stronę i patrząc, kto to wyseplenił.
- Ty! - zawołałam gniewnie. Ten gbur...! Ten złodziej...! Ta menda...! Gruby Maniek! - Ty... gadaj mi natychmiast, gdzie jest mój samochód! Jeśli coś mu się stało..!
- Nooo... Na górze oczywiście. - wybełkotał.
Podniosłam się szybko jak ninja, niebezpiecznie jak kobra i ostro jak przecinak!
Coś huknęło o podłogę.
- No pięknie - popatrzyłam na chwilę na tego idiotę. No dobra nie dostał specjalnie, ale muszę przyznać, że mam parę... No... W czyś tam. Ważne, że jest bez kłopotów.- Drzwi zamknięte, Maniek leży... umiesz to otworzyć?
Profesjonalnie jak Chuck Norris podniosła nogę i... O la la... Miałam ochotę cicho gwizdnąć.
- Voila - zakomunikowała mi nadal lekko zszokowanej.
- No co ty? Chyba Bruce Lee brał u ciebie lekcje karate...
- Niii. Najwyżej korepetycje.
Już miałyśmy wyjść, a tutaj...
- Komisarze Maciek Friedek i Rafał Kopacz. W11 Wydział Śledczy... - powiedzieli jednocześnie. Bliźnięta dosłownie. Gdyby nie powiedzieli kim są, pewnie pomyliłabym ich z jakimiś łysymi typami. - Mamy tu zadanie.
- Bierzemy go do samochodu Eli.
- Eee... Eli... Ale ty wiesz, skąd oni się tu wzięli?
- Mówią że mają tu coś do załatwienia... Myślę, że poszli do kasyna.
- Ale panowie! To trzeba było skręcić od wejścia w prawo, a nie w górę! - ta to ma swoje żarty. Nawet w takich sytuacjach jak ta.
Już miałam wychodzić. Zbladłam.
- Ale przecież to tylko duch!
"Ale przecież to tylko duch!" Nie. On tu był. Ale... Jak to??? Nie... Nie może być. Chyba, że... Tak. To może być to. Projekcja... Czyli za chwilę mogą być większe kłopoty. - Jak ty to...? - wyjąkałam wreszcie.
- Zapłacisz mi za to - powiedział, a jego oczy poczerwieniały.
- Nikt ci za nic nie zapłaci, chłopie! I lepiej się zwijaj, bo zaczynam nabierać doświadczenia w walce ze zjawami!
Stanęłam w pozie do walki. Że też musiałam wpakować w to AstroGirl. - Musimy się odsunąć.
- Dokąd? - zapytała ogłupiała całą sytuacją. Też nie za bardzo miałam co zrobić.
- W tył, Astrogirl! - wpadłam nagla na pomysł.
Jedna starzała... Srebrna Strzała... Wyciągnęłam z kołczanu jedną z nich i naciągnęłam na cięciwę łuku. Jeden strzał. Przymknęłam oczy. Niepotrzebnie. Pojawił się. Najpierw w mojej głowie, a później poczułam jego demoniczną obecność.
Został mi tylko strach. Ledwo panowałam nad tym żeby nie upuścić broni.
- Eli, ten z tyłu to jest po naszej stronie? - szepnęła z nadzieją w głosie.
- Samuel... - bałam się jeszcze gorzej. Jedyna rzecz jakiej będę żałować do końca. Tej osoby... Tej właśnie strzały wystającej z piersi... Tego wszystkiego razem.
- Super...
Łzy zaczęły cieknąć mi po policzkach. Strach i ból nie były mi czymś obcym, ale razem stanowiły potężną broń przeciwko mnie.
Mój przyjaciel zaśmiał się strasznie. Demoniczny śmiech. Śmiech diabła.
- Eli, uciekajmy stąd! - zaproponowała w panice dziewczyna stojąca obok mnie.
Nie byłam w stanie poruszyć czymkolwiek. Nawet palcem od lewej stopy. A potem moje ciało stało się całkowicie bezwładne. Runęłam w ramiona AstroGirl.
- Pomóż... mi... - wychrypiałam błagalnie. Nie byłam już sobą. Byłam czymś na wzór zombie.
Miałam skołowaną głowę. Ciągle dzwoniło mi w głowie jego imię. Samuel... Samuel... jak Wielki dzwon Zygmunta w Krakowie.
Odpływałam i wracałam. Wdziałam strzępki wspomnień z tamtego dnia i migające mi schody... Mastius... Leżący? Nic nie rozumiałam.
Położyła mnie na czymś miękkim, wygodnym,...
Odzyskiwałam powoli normalny wzrok, czystość umysłu... Poznałam miejsce. Byłam w mojej słodkiej Ami...
Proszę o wybaczenie za zwłokę. ;) Małe problemy techniczno - czasowe ;)
Zaczynam lubić Grubego Mańka. xD
OdpowiedzUsuń