niedziela, 5 lutego 2012
AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 5 lutego 2012
Najpierw od samego rana (tj. 11:00) sprzątam tacie warsztat, zmywam parę garnków, ratuję budynek przed zawaleniem (później okazało się, że miał być na wyburzenie, ale, yyym, nie ważne), odbywam kolejny odcinek korepetycji z córką znajomej mojej mamy (Więc jak policzyć różnicę pomiędzy tymi cenami?, Odjąć 10000 od 8468?, No dobrze, ale wtedy ci wyjdzie liczba ujemna., To dodać..?), jem obiad, znowu zmywam i jak już dochodzę do ostrożnego wniosku, że chyba nikt już przez jakiś czas nie będzie nic ode mnie chciał, to wtedy zauważam, że siostra znowu zajęła sobie "na chwilę" komputer.
No dajcie spokój! Nie mogłoby się to jakoś inaczej złożyć, że ona się za to weźmie wcześniej niż wtedy, kiedy ja już mam wolne..? Już drugi dzień to samo. Ja wiem, siostra się musi uczyć, a ja chwilowo nie, ale nie mogłaby robić tego jakoś... inaczej? Grzecznie potaknąć na demolkę jej chłopaka-sieroty, który zepsuł kilka komputerów, a kolejnego, który niedawno ściągnął (wtedy, co wojowałam z klawiaturą) nie potrafi podłączyć modemu, a u mnie przesiadywać cały dzień z dowolnie długimi przerwami, w których nawet w stan wstrzymywania go nie przełącza?
No i tak siedzę sobie obok, tu książkę poczytam, tu kota zagrzeję... Może jak kiedyś nie dysponowałam komputeryzacją, to robiłam więcej na papierkach, które teraz z lekka są zaniebdane, ale przy siostrze i tak nic nie zrobię (a z pokoju wygonić jej w ogóle nie mogę, bo będzie z nim spać, jak ja XD), więc w zasadzie tylko czekam. W głowie snują mi się plany, że lada chwila, lada dzień rzucę się na To dziwne uczucie, na formatowanie bloga, na którego niedawno (29 stycznia) zgodził się niespodziewanie Capitano Senseschi () albo na parę kolejnych fragmentów dla niego, a tymczasem tylko czekam i czekam...
Z tego wniosek, że jedynym sposobem na zrobienie czegoś będzie regularne powtarzanie akcji ze środy, kiedy wściekałam sie na blogowe div'y (hmm, może jutro szerzej o tym napiszę...) ni mniej ni więcej, tylko do 4:00 rano - skoro jestem na tyle niepokonana, żeby do tego przeżyć niespodziewaną pobudkę o 8:00 tego samego dnia, to dam radę i teraz. Zwłaszcza że Księżyc w pełni i w ludziach budzą się wilkołaki i programiści...
Nie będę więc już dłużej dywagować, tylko od razu przechodzę do rzeczy.
Jeszcze tylko coś od siostry, która oczywiście nie jest superbohaterką:
I piosenka:
I spadam.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz