sobota, 28 stycznia 2012

AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 28 stycznia 2012



Nie jest tak, że dziewczynka-antymatematyczka, która do mnie przychodzi jest tępym ogrem, który niczym się nie interesuje. Podczas gdy ja prawię jej wykłady o wyższości dzielenia przez 10 i inne zerzaste liczby, ona później omawia przede mną szeroko osiągnięcia wokalne Rihanny, listę towarzyszek życia Justina Bibera (ojej, to przecież dziecko! XD ) oraz wiele innych mniej lub bardziej ciekawych wydarzeń rozpowszechnianych przez czasopisma opiniotwórcze Bravo oraz Dziewczyna.
Szczególnymi względami mojej małej podopiecznej cieszy się skandalistka Lady Gaga (którą swoją drogą i jak lubię odkąd obejrzałam teledysk Poker Face, a nawet podziwiam, od kiedy dowiedziałam się, że Neil Tennant wpuścił ją do siebie scenę). Usłyszałam potoki zdań o częstotliwości zmian jej fryzur, niesymetryczności zabójczo orginalnego odzienia, obejrzałam bodajże ze trzydzieści plakatów... No a potem poczułam się dłużna i po ostrożnym namyśle pokazałam małej przyjaciółce wyczyn programistów JavaZone:



Wbrew początkowym oczekiwaniom chłodu, marudzenia lub niezrozumienia małej fance performance podobał się bardzo bardzo
I bardzo dobrze, bo mnie niezmiennie, odkąd ten filmik pierwszy raz obejrzałam (na początku października'10), ten filmik rzuca na kolana.
Heh, ta natura programisty ;)

Wracając do tematu - Lady Gaga bynajmniej nie jest artystką, do której nie chciałoby się nawiązywać i zastanawiam się, ile jeszcze takowych nawiązań było. Na pewno jedna w jakimś filmie-parodii dla młodzieży, na pewno słyszałam "ją" dzisiaj w Arturze i zemście Maltazara (jakąś zaletę ten twór musiał jednak mieć :D), może też jeszcze w tej reklamie Tymbarku, co się jeszcze z rok temu pałętała na wizji... No cóż, nie jestem znawcą, w każdym razie mogę pochwalić się jeszcze tym żartem:



I w sumie... taka Lady Gaga podobała mi się najbardziej. Tak wyrazista i nowa, że nawet jeśli tylko jakiś chętny założył sobie białą perukę, to było wiadomo, za kogo się przebiera. Niestety, obawiam się, że stało się to, czego obawiałam się dosłownie od momentu, kiedy natknęłam się na Poker Face - że nam osoba Lady Gagi zblednie, zmęczy się i znormalnieje. No bo na początku, tj. przez pierwsze pół roku, każdą reakcją na jej nową piosenkę było Ale to głupie!, a za parę minut, ledwie ustała melodia, zaczynałam sama śpiewać, bo aż mnie podrzucało. Poker Face, potem Just Dance, Paparazzi, Bad Romance i Alejandro - każda z nich zdobywała mnie niezależnie od siebie i rytm każdej z nich wskakiwał mi automatycznie, kiedy nie słyszałam nic innego.
A teraz? Jakieś Born This Way i (całkiem dobre co prawda) Dance in the Dark, w którym zachowuje się jak Madonna...

Już miałam dodawać wpis, kiedy do pokoju weszła siostra i zaczęła opowiadać o pokrzepiających problemach, którymi zajmują się na studiach, tj. staweczniki, dwupalce, błonotchawki i gnatocośtam oraz wyjaśniać, że nie pchła jest pajęczakiem, tylko kleszcz, bo jest też roztoczem (roztoczą? Trzeba do Miodka zamailować). Teraz wiem, jak się czuła, kiedy opowiadałam o stronicowaniu i różnicach między pamięciami ROM I PROM...

A, i jeszcze coś, co mnie dzisiaj zwaliło z nóg (pomimo że jeszcze leżałam w łóżku):
jak kolejne ubuntu będzie tak userfriendly i responsywne jak obecne, to powinni je nazwać Ubuntu 12.04 Autistic Ameba.
z bash.org.pl

Mam nadzieję, że czytelnicy kojarzą z grubsza, co to jest Ubuntu, a przynajmniej nie przeszkadza im ewentualna niewiedza :) Mnie do szczęścia wystarczyła już sama kombinacja dwóch słów ostatnich słów. No wyobraźcie to sobie...





A na wypadek, gdyby komuś ten post wydał się jeszcze nie dość muzyczny - jedna z nowszych, choć i lepszych piosenek (Lady Gagi rzecz jasna):



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz