wtorek, 24 stycznia 2012
AstroGirl, Dzienniki Superbohaterki 24 stycznia 2012
Szary anioł przyśnił mi się nieostrożnie.
Nie dobrze... Nie tyle przez tę paskudną bandę Płaczących Aniołów powyżej, ale raczej przez kolejne ułatwienie nam życia w internecie, jakim jest niejakie ACTA (ang. Anti-Counterfeiting Trade Agreement), z którymi kojarzy się wszystkim język koalang. ACTA to europejski odpowiednik SOPA i PIPA (nie śmiać się) i choć nie dosłownie (bo skutkiem działania pomysłu Amerykanów jest zablokowanie wielu serwisów udostępniających nielegalnych treść, a Europejczyków - "jedynie" monitorowanie czynności internautów), w każdym razie wszystkie z nich mają na celu mniej lub bardziej oficjalnie ukrócić to, co ludzie korzystający z Internetu robią odkąd znikła obawa, że jeden wirus zapcha całą sieć, czyli nielegalne rozpowszechnianie tzw. multimediów w Internecie.
Tu jest tekst ustawy podobno "pasjonujący niczym Cierpienia Młodego Wertera":
http://www.laquadrature.net/files/201001_acta.pdf
A tutaj artykuł z zawsze niezawodnego Niebezpiecznika
http://niebezpiecznik.pl/post/pipa-z-sopa-polakow-bardziej-powinna-interesowac-acta/
(Tutaj informuję, że wszelkie mniej lub bardziej śmiałe informacje tego wpisu pochodzą właśnie stamtąd.)
Poza tym z łatwością można znaleźć o wiele więcej - Google'a jeszcze jak na razie nie zablokowali.
Filmy, muzyka, książki... Chyba mogę z całą pewnością stwierdzić, że KAŻDY z nas ściągał sobie kiedykolwiek z internetu coś, za co powinien zapłacić. Niektórym, na przykład mi, jest z tego powodu głupio (Dukaj! Pet Shop Boys! Wynagrodzę Wam to!), niektórym nie, bo się nie zastanawiają nad problemem, ale faktem jest, że każdy film ściągnięty z Internetu wyskubuje co nieco z kieszeni jego twórcy. Nic dziwnego, że to właśnie ludzie z Hollywood podnieśli protest. Co ciekawe nie tyle przeciwko nam, ściągającym, co serwisom umożliwiającym nam ściąganie (a przeważnie nie posiadającym odpowiednich praw do filmu). Ponieważ, co mało kto wie, samo ściąganie pliku z Internetu jest legalne - na tej samej zasadzie, co nikt nie przyczepi nam się do kaset VHS, na które trafił bez niczyjej zgody film z Sylwestrem Stalonem. Możemy sobie również bez obaw pożyczyć taką kasetę (czy płytę, książkę...) pożyczyć koleżance i to również mieści się w naszych prawach co do posiadanego utworu. Tylko co, kiedy mamy 500 znajomych na FaceBooku i każdemu z nich roześlemy piosenkę? No właśnie...
Skończyły się piękne czasy, w których żeby przesłać komuś kilkugigowy plik trzeba było dawać go do zaniesienia psu Berniemu na taśmach magnetycznych. Dzisiaj bierze się takiego RapidShare'a, MegaUploada czy co tam jeszcze i, jeśli nasze łącze na to pozwala, 5 minut i gotowe. Niby się dzielimy, ale już tak naprawdę ocieramy się o stawanie się dostarczycielem. Niby znamy tę osobę, ale nie osobiście... Przepisy prawa całkiem się rozjechały i chyba nawet dla stróżów prawa nie są one jasne, skoro podobno prawdziwe są historie o wparowywaniu takich do akademika i aresztowaniu studentów/rekwirowaniu studentów za posiadanie "nielegalnie ściągniętych" z Internetu rzeczy (no chyba że studenci korzystali z Torrenta - on ściągając jednocześnie udostępnia, ale coś wątpię, żeby policja była wyczulona na takie niuanse...)
No i efektem tego bałaganu jest właśnie, wprowadzona już, blokada serwisów umożliwiających rozprowadzanie plików oraz, wymagająca akceptacji 26 stycznia "propozycja" obserwacji Internautów. Już teraz jestem świadkiem rozpaczy tych, którzy robili wszystko na pomocą serwisów uploadującościągających. A co będzie jak wyłączą YouTube albo Chomika? Zwłaszcza za tym drugim będę szczególnie rozpaczać :(
Nie wiem, czy jeszcze coś muszę do tego dodawać - z pewnością Czytelnik słyszał już niejedno przed zetknięciem się z moim wpisem i sam już zastanawia się, co to będzie. No więc nie wiem, co będzie za rok czy dziesięć lat, w każdym razie jutro w Szczecinie, pojutrze w Poznaniu i w ogóle w całej Polsce zacznie się seria protestów internautów walczących o powrót normalności rozpoczętej dawno temu przez wspaniałego Tima Bernersa-Lee.
Przykładowo jeśli mowa o najbliższym mi Szczecinie, to Super Informatyk przysłał mi informację, że jutro o 18:00 robi z kolegami przemarsz trasą - Urząd Wojewódzki - Zygmunta Starego - Jana Matejki - Pl. Rodła - Al. Wyzwolenia - Pl. Żołnierza - Pl. Solidarności i zachęca do robienia transparentów, ulotek, czegokolwiek, co zmusi zwykłych kowalskich do zastanowienia się nad problemem.
Wszystko na FaceBooku.
Powiedzieć, że Super Informatyk jest wściekły to nadmierne zaokrąglenie i stratne rzutowanie na int - wystarczy rzucić okiem na planowany przez niego transparent
Poza tym, niezależnie od miasta, w którym macie swoją supersiedzibę możecie spamować skrzynki władców naszego kraju według tej instrukcji:
http://pokazywarka.pl/stopacta/
Zastanawiam się jednak szczerze, czy aby my na pewno mamy rację. Dziwne? Dla mnie dziwne jest to, że mamy w zasięgu ręku właściwie wszystko, każdą piosenkę, film oraz większość książek i tym podobnych, a nie uważamy za rozsądne za to płacić. Wszystko jest za darmo, jakby rosło na drzewach - to jest normalne i to się nam należy! Widywałam ludzi ściągających w ciemno "wszystkie albumy", bo spodobała im się jedna piosenka, albo przetrząsających Torrenty w poszukiwaniu filmu, którego tytuł dopiero co zasłyszeli (kiedyś przy mnie kolega szukał, szukał, aż wreszcie uświadomił sobie rozbawiony, że przecież jeszcze nie było premiery...). A teraz wielka krzywda, że autorzy "pożyczanych" przez nich rzeczy są niezadowoleni mają coś do powiedzenia!
Nie przekonuje mnie wizja zamykania z czasem "dobrych" stron, gdzie grupka osób z różnych punktów świata pracuje np. nad jakąś innowacyjną szczepionką czy w ogóle ograniczania miejsc wymiany poglądów, bo przecież z nielegalnych filmów tylko krok do stron wrogów politycznych i dążenia do władzy absolutnej. No tak, bo ściąganie wszystkiego, co nam się podoba, pomimo że można to dostać za 50zł w pierwszym lepszym płytowym to nasza wolność konstytuyjna, prawda?
Niestety, obawiam, że niektórym coś nie coś się pomieszało. Mieliśmy fajnie, może nawet jeszcze długo będzie fajnie, ale przeginamy, oj przeginamy i niestety prędzej czy później zaczną się ograniczenia. Też się trochę obawiam - przecież to dążenie do zmian tego, co było normalne przez ostatnie 50 lat! Myślę, że nie tak Tim wyobrażał sobie nieskrępowany dostęp do "informacji". A to całe nawijanie o wolności... Dajcie spokój i otwórzcie oczy!
Jedyne, co tak naprawdę każe pukać się w głowie na myśl o wprowadzeniu tego ACTA, to sposób w jaki została wprowadzona - na szybko, po cichu, do tego jeszcze w takim artykule, że od tygodnia nie mogę się nadziwić, jak dociekliwi musieli być ci, którym udało się znaleźć tę informację. Rolnictwo i rybołówstwo? Może mieli na myśli, że walczą z piratami...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz