Myth dobrze spekulował, że powodem chwilowego niepisania jest pobyt na odległej planecie. A właściwie nie na aż takiej odległej. A, i nie na planecie, tylko na księżycu. Na tym naszym Księżycu.
Chodziło o to, że podobno paru niezależnych świadków widziało (podobno, bo poinformowała mnie o tych wszystkich widzeniach jedna osoba), jak coś się do niego przykleiło.
stąd
Kiedy już tam dotarłam i rozgościłam się, okazało się, że nic takiego się nie dzieje, bo to tylko pan Twardowski robił sobie przechadzkę po Morzu Spokoju. O wiele ważniejsze było to, co w tym czasie działo się na Ziemi:
stąd
Po Chonkongu (czy jakimś takim innym mieście pełnym niedużych żółciutkich ludzików) ganiała wielka zmutowana roślina. Nie, wcale nie robiłam jej badań kodu DNA, żeby dowiedzieć się, że jest zmutowana - po prostu nie mogło być inaczej, skoro 99,99% znanych nam gatunków zielonych nie postrzega ludzi jako produktów nadających się do spożycia. A w tym konkretnym przypadków to już w ogóle sprawa była skomplikowana, bo roślinka chapała wszystko, co wpadło jej w rę... w liście - kawałki budynków, ogrodzenia, znaki drogowe (szczególnie zakaz parkowania)... Szczególnie gustowała w samochodach.
No i właśnie z tymi samochodami był problem - kiedy już wracałam z tego Księżyca i oczekiwałam sobie, że powitają mnie gromkie brawa, okrzyki, zachwyty i wołanie o pomoc (nawet jeśli byłyby po chińsku), to się okazało, że już po sprawie. Początkowo myślałam, iż spowodowane jest to tym, iż znowu nie zabrałam ze sobą swojego nowego neonowego szyldu z napisem Jestem superbohaterką - postanowiłam sobie, że nie będę zabierać go na inne planety, tudzież słońca czy księżyce, bo nie ma tam ludzi, najwyżej chomiki.
Nie to jednak było powodem braku fanfarów. Ot, roślina sama siebie wyeliminowała z gry zapychahąc się chyba pięcioma samochodami (no, tak dokładniej może sześcioma i czterema dziesiątymi). Ganiała ochodzo po całym mieście, a teraz nie była nawet zdatna do tego, żeby wstać i pogonić dzieciaki, które rzucały w nią patyczkami.
A tak fajnie się zapowiadało.
Jakoś tak podoba mi się, że BlueGhost jest pochłonięty tematem i opieką nad Eevee. Czytując go nagle znikąd do mnie wróciły (co prawda bardzo pofragmentowane) wspomnienia, zwłaszcza te konkretne na temat słodkiego Eevee właśnie, który poświęconych jemu odcinków miał zaskakująco sporo.
stąd
Pełny pakiet oferowany przez Eevee (czy Wy też macie wrażenie, że do ołówka dorwał się ktoś od My Little Pony?
Z całego pakietu ewolucyjnego, który Eevee'mu się przypisywało (a który za moich czasów był tylko trzyelementowy, aczkolwiek też liczny), najbardziej podobał mi się (jak już raz wspomniałam w jakimś komentarzu) ognisty i obłędnie puchaty Flareon*. Jego rozważania o Jolteonie również nie pozostawiły mnie obojętnej - a może takie stworzonko też byłoby niezłym pomysłem? No bo jak się wybieram gdzieś z laptopem (co często mi się zdarza), po godzinie pada mu bateria i nie ma skąd prądu wziąć? Taki Jolteon pewnie najeżył by się ze dwa razy i prąd by był. Tyle że czy napięcie byłoby odpowiednie? Może lepiej byłoby przez jakieś USB? Ale czy on ma takowe wejście? Albo, jeśli nie USB, to chociaż USA (jak wiadomo to gdzieś niedaleko)? A jeśli mimo wszystko to nie wypali i Czaruś mi się uszkodzi, to czy taki Jolteon miałby odpowiednią gwarancje?
Bateria mi jednak całkiem nieźle trzyma. Czasami godzina, czasami półtora. Gorzej jak wifi nie ma - nie wie ktoś, czy nie było jakichś pokemonów, których żywiołem było wifi? Domyślam się w ciemno, że taki hipnotyczny Espeon mógłby być na rzeczy.
Trzeba to przemyśleć.
Aktualnym prezydentem Stanów Zjednoczonych jest:
a) Barack Obama
b) Hannah Montana
c) Banana Song
____________________
*w ogóle wszystkie ogniste pokemony zarówno pod względem uroku, jak i potęgi zostawiały całą resztę daleko w tyle - te wszyskie Vulpixy, Charmandery, no i ten... no... to puchate psisko. Nie rozumiem Misty, że jej się chciało zbierać te zimnoskórne wodne paskudy, ja ganiałabym tylko za ognistymi :]
Rosiczka! Super! Ja tam chciałabym ją zobaczyć nawet bez oklasków. :D
OdpowiedzUsuńRosiczka jak rosiczka, ale ja bym chciała zobaczyć, jak zasuwała donicą po asfalcie, a się nie załapałam :q
UsuńA można tę roślinę zobaczyć teraz w jakimś zoo/ogrodzie botanicznym/izbie wytrzeźwień :)?
OdpowiedzUsuńJeśli jeszcze jej nie zjedli. Wiadomo, Chińczycy zjedzą wszystko, co ma cztery nogi oprócz stołu. Pomimo tego, że rosiczki chyba nie mają czterech nóg.
Usuń